Rzeczywistość zmusza!

Miałam kiedyś marzenie. W tym marzeniu miałam idealnego faceta, który umie gotować. W tym marzeniu przed świętami ja latałam radośnie na szmacie, piękna niczym nimfa, a on w kuchni ugniatał ciasto na pierogi swoimi silnymi, męskimi dłońmi.

Nienawidzę gotować. Nienawidzę kuchni. Nie umiem gotować, nie lubię. Nie umiem piec, nie umiem smażyć. Dla siebie przecież nie muszę, a jak coś, to od gotowania będzie Idealny Facet Mojego Życia. Tak to sobie wykombinowałam w mojej sprytnej głowie! W tym roku moje wyobrażenia starły się z rzeczywistością.

Przyszły święta, kilka miesięcy wcześniej pojawił się syn i w tym samym czasie facet magicznie zniknął. Czarodziej! Zostałam ja i Ziemniaczek. Wyobraziłam sobie, jak podaję dziecku na wigilię mrożonki i pizzę. Co więcej, moją największą ambicją stało się stworzenie dziecku wspaniałych wspomnień z wczesnego dzieciństwa i tymi wspomnieniami koniecznie miało być wspólne robienie pierników w atmosferze ciepła i miłości.

…ja nie umiem robić pierników. Ja nawet nie umiem ich dekorować!

Panika, stres, apokalipsa! Dorwałam lukier, pierniki z proszku. Wszystko było prawie cudnie, dopóki nie zabrałam się za dekorowanie. Wiadomo, ten rok to taki PRÓBNY, bo przecież mały zacznie bardziej kumać od przyszłego.

Okazało się, że są różne lukry. Że nie każdym można ładnie ozdobić. Że w zasadzie tym, który ja kupiłam, to się nie da. Na szczęście z pomocą przyszła mi kuzynka i opowiedziała o lukrowych pisakach, a potem te rewelacje potwierdziła moja facebookowa guru od pierników. Tegoroczne zawisły na choince bez ozdób. Te z ozdobami też zawisły, ale tyłem do przodu, żeby nie było widać. W przyszłym roku zacznę ćwiczyć już w październiku. No ale nic. Pierwsze koty za płoty.
image

 

Życzę Wam, żeby te trwające jeszcze święta były okazją do wielu wzruszeń. Żebyście zawsze mieli przy sobie kogoś, od kogo warto się uczyć i kogoś, dla kogo warto próbować. Bądźcie dla siebie dobrzy.

Dodaj komentarz